Islandia w dwa dni – piękno które leczy (część 1)

Dziś będzie coś zupełnie innego niż zwykle ale mam nadzieję, że równie ciekawe bo postaram się opisać swoje wrażenia z dwu-dniowego wypadu na Islandię.
Marzyłem o tym wyjeździe już od bardzo dawna… dopiero dostępność tanich i częstych lotów dała możliwość zaplanowania takiej wyprawy. Okazja nadarzyła się tuż przed 40-stymi urodzinami, Monika zapytała co chcę dostać a ja rzuciłem “A dołóż mi kasę na jakiś lot” 😉 I tak krok po kroku zaczął mi się układać szatański plan pt. Jak polecieć na Islandię jak najmniejszym kosztem.

Odsiedziałem dziesiątki dupogodzin przy mapach, blogach i przewodnikach i ułożyłem swój własny plan podróży na dwa dni. Dzień pierwszy miał wyglądać tak:

A drugi tak:

Lot z Warszawy do Keflaviku zaplanowałem na 17.10 a powrót na 19.10 (lądowanie w WAW o 2.50 już 20.10) co dawało dwa pełne dni podziwiania i szansę na zobaczenie zorzy polarnej już z pokładu samolotu dlatego na obydwa loty wybrałem miejsce po północnej stronie co jak się później okazało było strzałem w dziesiątkę 😉
Przy rezerwacji dopłaciłem do dużego bagażu podręcznego i wykupiłem priority boarding dzięki czemu mogłem zabrać dodatkowy plecak ze sprzętem foto.

Lot załatwiony więc kolejnym krokiem był transport na miejscu. Na Islandii jedyną rozsądną opcją jest wynajęcie samochodu, ja wybrałem sieć Budget i najtańszego Hyundaia i10 – nie jest dopuszczony do jazdy po drogach kategorii F (górskich) ale takich w planach nie miałem…
Tutaj mała podpowiedź dla chętnych, czytając opinie o wypożyczalniach dość często trafiałem opisy nieprzyjemnych sytuacji przy oddawaniu samochodu i pracownikach czepiających się każdej ryski i każących za to słono płacić. Jak się okazało, taka jest polityka firmy żeby naciągać na droższe ubezpieczenie Super CDW. Najkrócej mówiąc “wykupisz tą opcję – niczego się nie czepiamy, nie wykupisz – zawsze znajdziemy coś za co zapłacisz” A skąd te informacje? Tak się złożyło, że z pierwszej ręki od pracowników sieci . Tak, każą im się czepiać i co zrobić…

Kolejna sprawa to nocleg. Hotele odpadły w przedbiegach ze względu na kosmiczne ceny, na hostel jakoś nie miałem ochoty więc pozostał airBnB i to był bardzo dobry wybór. Znalazłem pokój w Keflaviku za 150zł za noc i co jest ewenementem ze śniadaniem w cenie! Jeśli ktoś jest chętny to zapraszam do skorzystania z kuponu zniżkowego na nocleg http://www.airbnb.pl/c/tomaszw1649

Sprawa jedzenia to niestety spory problem… Ceny na Islandii są delikatnie mówiąc – wysokie 😉 Np. kawa w papierowym kubku – 17zł! Zakupy to niezły szok dla portfela… Ale jako, że śniadanie było to resztę potrzebnego jedzenia zabrałem ze sobą. Chińskie zupki i dania w kubkach były najlepszym wyborem. Na miejscu kupiłem tylko pieczywo, Colę od której jestem uzależniony i wspomnianą kawę. Jeżeli już trzeba coś kupić na miejscu to polecam sieć sklepów Bonus czyli taka nasza Biedra 😉

Wszystko było dopięte na ostatni guzik, odliczałem dni do wylotu i równo tydzień przed nim odszedł mój Tata… Szok, niedowierzanie… nie wiedziałem co zrobić, w pierwszej chwili chciałem wszystko odwołać ale wszyscy bliscy, przyjaciele, znajomi zaczęli mnie przekonywać, że właśnie teraz ten wyjazd ma jeszcze większy sens… Posłuchałem ich i 4 dni po pogrzebie czekałem na samolot na Okęciu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak mocno ten wyjazd mnie zmieni, ile rzeczy przewartościuje i jak bardzo mnie wyleczy i pozwoli przeżyć całą żałobę w 2 dni…

Cztery godziny w ciasnym A320 to może nie jest najprzyjemniejsze co może się zdarzyć ale jak ma się widoki to dużo można znieść

A potem zrobiło się jeszcze fajniej, kto zgadnie co to? (ja wiem, ale na razie nie podpowiem)

Za wyspami Owczymi delikatnie zaczęła majaczyć zorza polarna! Pełnia szczęścia już na początku wyprawy,

Lądowanie w Keflaviku też było całkiem fajne bo przy silnym bocznym wietrze. Trochę rzucało, ludzie się denerwowali a jak jak zawsze miałem z tego dobrą zabawę 😉 Na lotnisku wypożyczalnia działa bardzo sprawnie i już po paru minutach jechałem moją czerwoną bestią do mieszkania. Trzeba było nabrać sił bo plan miałem taki, żeby wyjechać ok. 9 rano.

Pierwszy dzień w którym miałem objechać tzw. Golden Circle powitał mnie deszczem i sztormem ale jak to mówią na Islandii: “jak Ci się nie podoba pogoda to poczekaj pięć minut” i to jest święta prawda! Już po parunastu minutach i przejechanych kilometrach zaczęło się rozpogadzać.

Pierwszym zaplanowanym przystankiem był wodospad Öxarárfoss w parku narodowym Þingvellir ale już sam wjazd do parku powitał mnie takim widokiem, że musiałem się zatrzymać i podziwiać…

Widoki robią wodę z mózgu… Wszystkie problemy się oddalają… stałem tam i chłonąłem ten klimat, krystaliczne powietrze i widoki. Coś w środku wyło z bólu ale ten surowy krajobraz powoli wyciągał to ze mnie. Czułem, że wiele się zmieni…

Þingvellir (wym. isl. [ˈθiŋkˌvɛtlɪr̥], Thingvellir, isl. þing – „parlament, thing”, vellir – „równina”) – obszar w południowo-zachodniej Islandii, położony kilkadziesiąt kilometrów na wschód od stolicy kraju Reykjaviku, na północnym brzegu największego islandzkiego jeziora Þingvallavatn.

Miejsce to jest bardzo ważne dla historii Islandii, jako że w tym miejscu w 930 po raz pierwszy zebrał się islandzki parlament Althing, który jest jedną z najstarszych instytucji parlamentarnych świata, która funkcjonuje do dziś. Althing obradował tutaj aż do końca XVIII wieku. W tym samym miejscu ogłoszono pełną niepodległość Republiki Islandii w dniu 17 czerwca 1944.

Obszar ten jest również bardzo interesujący ze względu na budowę geologiczną. Znajduje się on bowiem w miejscu, gdzie stykają się płyty tektoniczne eurazjatycka i północnoamerykańska. Stąd też obserwuje się tu znaczącą aktywność sejsmiczną i wulkaniczną. Powierzchnia ziemi poprzecinana jest licznymi szczelinami, wśród których największa tworzy głęboki wąwóz Almannagjá.

W 1928 utworzono na tym obszarze park narodowy, który w 2004 został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO

A tu moja bestia na kołach w tym zacnym miejscu.

Po kilku kilometrach dotarłem na parking przy wodospadzie. Öxarárfoss jest dość mały (22m wysokości) ale pięknie położony w szczelinie tektonicznej na rzece Öxará. Te dziwaczne kamienne ściany robią niesamowite wrażenie. Dziwnie się czułem, bo po miesiącu oglądania tych miejsc na Google Street View teraz sam tam stałem…

Znowu chłonąłem piękno ale i surowość krajobrazu.
Kolejnym przystankiem było pole geotermalne Geysir. Tak, tak w końcu spełni się kolejne marzenie czyli oglądanie wybuchającego gejzeru. Na terenie pola znajduje się kilka źródeł geotermalnych ale wybucha tylko jeden – Strokkur który wyrzuca wodę regularnie co około 5-10 min na wysokość 30 metrów. Sam Geysir od którego nazwy pochodzi miano nadane tego typu źródłom geotermalnym na całym świecie przestał wyrzucać wodę w latach 60-tych XX w. Kolor wody robi niebywałe wrażenie, błękit i krystaliczna czystość wody podgrzewanej przez magmę – piękne!

Przyszedł czas na mały odpoczynek i łyk gorącej herbaty (kubek termiczny wzięty do bagażu to była mądra decyzja 😀 ) na parkingu bo za kilka kilometrów czekała na mnie atrakcja dnia czyli wodospad Gullfoss (pl. Złote wodospady) leżący na rzece Hvítá. Składa się z dwóch kaskad, pierwsza mierzy 11 metrów, druga, położona pod kątem w stosunku do pierwszej, ma wysokość 21 metrów. W każdej sekundzie przepływa przez niego 400 metrów sześciennych wody.

Na początku XX wieku Gullfoss miał być przekształcony w hydroelektrownię, jednak plany zarzucono. Według jednej wersji przyczyniły się do tego protesty mieszkańców, według drugiej brak funduszy. Wokół wodospadu założono park narodowy. Obecnie Gullfoss jest atrakcją turystyczną, wokół niego wybudowano hotele i punkty widokowe.

Przywitał mnie tam ogromny parking z hotelem i widokiem na lodowiec Langjökull

Oznaczona ścieżka i tłumek ludzi od razu wskazywał gdzie trzeba iść. Kilka metalowych stopni i można było podziwiać kanion rzeki Hvítá

Ale wystarczyło się odwrócić, żeby widok zaparł resztki tchu w piersi… Chyba nie mam słów, żeby to opisać. Dzikość i piękno w jednym:

Chodziłem tam chyba ponad godzinę i nie mogłem oderwać wzroku… Dziki żywioł który napełnia niesamowitym spokojem – dziwne uczucie, które następnego dnia potwierdziło się nad brzegiem oceanu.

No dobra, po zjedzeniu paczki kabanosów (obiadu znaczy 😉 ) i wypiciu kawy (17zł!!!) ruszyłem do kolejnego miejsca czyli wodospadu Faxi (Vatnsleysufoss) na rzece Tungufljót. Wodospad jest położony w pobliżu głównej drogi, musiałem tylko zjechać dość stromym, szutrowym zjazdem do małego parkingu przy kempingu. Faxi jest trochę pomijanym widokiem i może to dobrze bo to było pierwsze miejsce na Golden Circle w którym byłem całkiem sam. Wodospad jest przeuroczy! Niski ale szeroki i taki… wciągający. Siedziałem i gapiłem się na niego.

Po Faxi przyszedł czas na ostatnią atrakcję dnia czyli jezioro wulkaniczne Kerið wewnątrz krateru wulkanu Grímsnes (długości 270 m, szerokości 170 m i głębokości 55 m). Piękne miejsce z niesamowitymi kolorami minerałów z ziemi. I do tego turkusowa woda – kolejny niezapomniany widok.
Krater lezy na prywatnej ziemi więc jest to jedyne miejsce do którego wstęp był płatny (400 ISK czyli ok 14zł)

Po prawie 7-miu godzinach nadszedł czas na powrót do Keflavik i mojego pokoju. Droga też wywiera niesamowite wrażenie… Wulkaniczne wzgórza porośnięte mchem, parujące rozpadliny i gorące strumyczki. To jest na prawdę inny świat w którym można się zakochać.

Ale nie tak łatwo skończyć wycieczkę 😉 Jako, że było jeszcze dość jasno postanowiłem odwiedzić latarnię morską Garðskagi nieopodal Keflaviku w miejscowości Garður na północnym krańcu półwyspu Reykjanes, Garður był ważnym ośrodkiem rybackim dzięki bliskości bogatych łowisk. Stanowił często tymczasowe miejsce pobytu dla rybaków.

I to już był faktyczny koniec pierwszego dnia. Obawiałem się czy będę mógł zasnąć po takim dniu ale zmęczenie dało znać o sobie 🙂
Każdy przejechany kilometr sprawiał, że czułem się coraz lepiej, nareszcie mogłem oddychać i czuć świat i siebie a nie tylko ten obrzydliwy smutek po stracie…

A już wkrótce relacja z drugiego dnia pobytu.

 

Share Button

5 myśli na “Islandia w dwa dni – piękno które leczy (część 1)”

  1. Rewelacja!!!Cieszę się,że podróż pomogła 🙂 Jak widzę to był złoty środek na Twoje ciężkie dni…:) Po kolejne,swoją fotorelacją ucieszyłeś oczy wieeelu osobom!! Jednego jestem pewien.Pojadę tam choćby świat miałby się zawalić!!! 😀

    1. Oj był 🙂
      Bardzo się cieszę bo faktycznie widzę, że wiele osób się będzie tam wybierać. Wiesz… ja też już postanowiłem tam wrócić 🙂

Skomentuj Tomek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *