Tym razem blog musiał długo czekać na nowy artykuł, ale trafiła się w końcu okazja do wygonienia pająków z serwera 🙂
Ta okazja to całkiem niespodziewany wyjazd w Bieszczady pod najciemniejsze niebo w Polsce. Wyjazd oczywiście zawdzięczam Monice która nie mogła już dłużej słuchać mojego marudzenia i załatwiła wypad.
Tak całkiem przy okazji, najpiękniejsza pogoda trafiła się w czasie majowego nowiu, czyli idealnego i w zasadzie jedynego momentu w roku w który można podziwiać w naszej szerokości geograficznej wschód Drogi Mlecznej z jej centrum normalnie widocznym tylko na południowej półkuli.
Na wyjazd zabrałem cały sprzęt fotograficzny jaki był w domu i nowo wydrukowany tracker ale postanowiłem też objuczyć się całkowicie i wziąć też refraktor z kamerą QHY168C i montażem HEQ5. Kiedy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że nasz domek jest w tak dobrym miejscu, że Drogę Mleczną będę mógł fotografować na łące tuż za nim!
Pozostało tylko czekać na czarną noc. I tu pojawiło się pierwsze zdziwienie, Tuż po 21 zaczęły być widoczne gwiazdy! Było jeszcze całkiem jasno a na niebie już było ich pełno! SZOK! Po zapadnięciu nocy czyli tak około 22:40 zaczął się prawdziwy szał gwiazdowy 😉 Gwiazdy świeciły już tuż nad horyzontem, tylko od północy (czyli od Polańczyka) była widoczna bardzo delikatna łuna świateł. Dodatkowy atut tych głębszych Bieszczad jest taki, że we wsiach ok 22 gasną wszystkie latarnie. Ciemność jest taka, że nie widać własnej wyciągniętej ręki.
Najlepszy czas na fotografowanie wschodu Drogi Mlecznej nad południowo wschodnim horyzontem to 1-2 w nocy, czyli miałem dużo czasu żeby rozstawić duży montaż i zrobić jakąś miłą galaktyczkę na rozgrzewkę 🙂
Rozłożyłem, podłączyłem, skalibrowałem i …….. KUPA!!!!! Na każdym zdjęciu zamiast okrągłych gwiazd miałem jajeczka! Po prostu świetnie! Guiding szalał i nic nie potrafiłem zrobić! Po 2 godzinach poddałem się i spakowałem 🙁 Dopiero po powrocie do domu okazało się, że w jednej z osi zrobił się taki luz, że guiding zamiast poprawiać sytuację jeszcze ją pogarszał… Telepał refraktorem jak szalony próbując gonić gwiazdę. Już w domu cała naprawa zajęła mi jakieś pół godziny… Także ten… Jeśli chodzi o foty z refraktora w Bieszczadach, to mam dużo do nadrobienia… W zasadzie wszystko 😉
Siedziało się całkiem miło, tylko efektów brak…
Ale tak naprawdę to główna bohaterką wyjazdu i tak miała być nasza galaktyka, której centrum miało się dopiero wychylać znad horyzontu.
Przygotowałem drukowany tracker i Nikona D800 i się zaczęło. Droga Mleczna widoczna była niesamowicie!!! Kiedy ktoś pyta, po co ciągnąć się paręset kilometrów skoro można uderzyć na wieś pod miasto, to wystarczy pokazać takie małe porównanie:
To zdjęcie zrobiłem około 30 kilometrów od Częstochowy w stosunkowo ciemnym miejscu w którym robię dużo zdjęć gwiazd
A teraz to samo robione w Bieszczadach. Ustawienia aparatu są identyczne!!!
Noooo, to chyba już teraz będzie wiadomo po co całe tabuny ludzi z aparatami pędzą w Bieszczady na gwiazdy 🙂
Do oceny jakości nocnego nieba do obserwacji astronomicznych używa się skali Bortle’a którą to pan John E. Bortle opisał po raz pierwszy w lutym 2001r. Skala posiad 9 stopni (1-najciemniejsze i najlepsze niebo a 9 to niebo miejskie czyli pomarańczowa breja)
W Bieszczadach skala wacha się pomiędzy 1 a 2. My w Terce mieliśmy cały czas stabilną dwójkę czyli:
- światło zodiakalne jest wyraźnie żółtawe i wystarczająco jasne, aby rzucać cienie o zmierzchu i świcie
- poświata niebieska może być słabo widoczna w pobliżu horyzontu
- chmury są widoczne w postaci ciemnych “dziur” na tle nieba
- otoczenie jest ledwo widoczne na tle nieba
- dostrzegalnych jest wiele struktur w letniej Drodze Mlecznej
- wiele obiektów Messiera i gromad kulistych jest widocznych gołym okiem
- M33 można z łatwością dostrzec gołym okiem
- Widoczność graniczna (reflektor 32cm) wynosi 16,5
Prawda jest taka, że kto raz zobaczy nocne niebo w Bieszczadach to już zawsze będzie wszystko do niego porównywał… I pomyśleć, że są już dorośli ludzie którzy nigdy nie widzieli Drogi Mlecznej na niebie… Ba! Nawet nie wiedzą ile gwiazd może być widocznych w nocy!
Dobra, wracamy do zdjęć. Pierwszy raz miałem okazję tak na poważnie przetestować swój drukowany tracker.
Muszę przyznać, że jego działanie przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Ani razu się nie pomylił 🙂 Ustawienia na Gwiazdę Polarną zrobiłem celując w nią laserem, całość podłączona była do małego akumulatorka AGM (12Ah) a D800 połączony był z tabletem do sterowania czasem i zrzucania zdjęć.
Najtrudniejszym wyzwaniem było kadrowanie i ustawienie ostrości. W tej totalnej ciemności ciężko było to ogarnąć ale w końcu się udało. Pierwszą serię zdjęć zrobiłem Nikkorem 24-70/f2,8 na 24mm i przesłonie 3,2 i ISO1600
Oto efekt złożenia 13-stu zdjęć po 90sek każde:
I to samo zdjęcie z opisami obiektów:
Na drugi ogień poszła szerokokątna Tokina 16-28/f2,8. Ustawiłem ją na 16mm i f3,2 ale gwiazdy rogach i tak zostały rozjechane… (tak wiem, taki urok szerokokątnych zoomów -) )
Takiej płonącej wstęgi z kompleksem Rho Ophiuchi i Antaresem (to odstające kolorowe coś po prawej stronie na dole Drogi Mlecznej) jeszcze nigdy nie widziałem i nigdy nie udało mi się sfotografować <3
Na koniec postanowiłem się jeszcze pobawić w malowanie światłem uroczej, starej chatki obok wynajętego domku. Tym razem foty powstawały bez trackera na dużo krótszych czasach (25sek)
Tylko na pierwszym zdjęciu przez krótką chwilę oświetlałem latarką chatkę tak jakbym ja malował pędzlem. Dzięki temu mogłem złożyć później całość w coś takiego:
Sielanka… Noc, Droga Mleczna z pięknie widocznym Pelikanem, Ameryką i innymi cudami a do tego bociek śpiący w gnieździe…
I jak tu wracać do domu???? Jak wyjechać z takiego raju??? Niestety trzeba było wsiąść do samochodu i wrócić, żeby zacząć zarabiać na kolejny wyjazd pod to najpiękniejsze w Polsce niebo.
Świetna relacja i niesamowite porównania zaświetlenia nieba w Polsce. Bardzo udane zdjęcia. Czekam na kolejną relację.
Dziękuję <3 Zaczynam się rozpędzać w pisaniu i oby tylko pogoda pozwoliła na nowe tematy